środa, 29 marca 2017

Gang Olsena

Mewi gang Olsena, nawiązanie do kultowej pozycji do oznaczania mew: https://www.amazon.co.uk/Gulls-Europe-America-Identification-Guides/dp/0713670878

poniedziałek, 27 marca 2017

Założyłam konto na Wikipedii do umieszczania swoich rysunków. Na razie niewiele tam jest, ale gdyby komuś się przydało, to tu link do moich rysunków na Wikipedii.


Pperdix


PoTypusHead


Elanus caeruleus drawing



Circus cyaneus wiki

poniedziałek, 20 marca 2017

Jednorożec

Trafiłam w jednej gazecie na artykuł o jednorożcach i ich symbolice. Napisano, że w chrześcijaństwie jednorożce były przedstawiane m.in. z dwiema świętymi Justynami. Wprawdzie nie jestem świętą, ale chyba też mogę mieć swojego jednorożca, prawda?


sobota, 18 marca 2017

Akwarelki, akwarelki

Nie ma co, zaszalałam. Przypadkiem trafiłam na stronę http://sierysuje.pl/ (ktoś znajomy polubił na fb, wyświetliło mi się, kliknęłam itd.), pooglądałam te wszystkie ładne farbki, pudełeczka na farbki, pędzelki, i stwierdziłam, że też takie chcę. Dzisiaj przyszły - zestaw 12 akwarelowych kostek (na sztuki, sama wybierałam kolory - możliwe, że za jakiś czas się okaże, że wybrałam nie te, które są mi potrzebne), dwa notesy z nieco grubszymi kartkami, pudełko na farby i pędzelek z pojemniczkiem na wodę.


Duży notes od razu odłożyłam w bezpieczne miejsce, poczeka, aż nauczę się malować. A mały poszedł w ruch od razu, zaczęłam od lasówki i wąsatki.





Kolory odrobinę przekłamane, szczególnie wąsatki, bo zdjęcia robione wieczorem z lampą błyskową. Chociaż jak tak patrzę, to chyba na zdjęciach wyglądają nawet ładniej niż w rzeczywistości :)

wtorek, 14 marca 2017

Farby


Kiedy byłam dzieckiem, farby były jedną z moich najbardziej znienawidzonych technik. Nie potrafiłam precyzyjnie narysować szczegółów, obrazek był zbiorem krzywych plam, nad których położeniem i kształtami nie bardzo potrafiłam zapanować. W szkole rysowałam już raczej nieźle, ale obrazki farbami wyglądały jak narysowane przez dziecko z niespecjalnymi zdolnościami plastycznymi. Najlepiej czułam się z cienkopisem, ołówkiem czy nawet długopisem, którymi mogłam narysować wyraźną linię, która biegła tam, gdzie chciałam, a nie tam gdzie akurat pędzelek się pochylił. Do teraz to mój podstawowy sposób rysowania.
Po skończeniu szkoły nie ruszałam farb przez bardzo długi czas. Już nie pamiętam, co mi strzeliło do głowy, żeby sięgnąć po nie znowu, całkiem niedawno. Chyba zaczęło się od farbek do ceramiki. Postanowiłam jeszcze raz spróbować z malowaniem na kartce i kupiłam farby akrylowe. Najtańsze, jakie były w sklepie, ale sporo kolorów w zestawie. I pędzelki... ale nie takie, jakie dołączają do zestawów akwarelek, z pędzelkiem włosia na końcu rozchodzącym się na wszystkie strony na kształt miotły, tylko z zakończeniem w szpic albo na płasko. No i nagle okazało się, że malowanie jest wspaniałe. Oczywiście daleko mi do mistrzów pędzla, żeby wymienić pierwszych z brzegu artystów, którzy przychodzą mi do głowy - Marka Kołodziejczyka czy Karolinę Kijak - ale mogłam patrzyć na moje "dzieła" bez uczucia zażenowania, jak to się zdarzało w czasach szkolnych.
Wydaje mi się, że moim podstawowym błędem przy pierwszych próbach z farbami mogło być to, że chciałam ich używać jak długopisu czy ołówka - nie brałam poprawki na to, że miękka końcówka pędzla nie maluje dokładnie tam, gdzie nią przesuwamy, ale może się wyginać "na zakrętach", jeśli nie jesteśmy uważni. Nie mówiąc o tym, że żeby namalować cienką i precyzyjną linię, trzeba się nieco postarać, przede wszystkim nie dociskać do papieru. Wiadomo, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, ale myślę, że toporne końcówki pędzli mogły mieć swój udział w zniechęcaniu mnie do malowania - nawet przy jako tako opanowanej technice, zrobienie cienkiej linii pędzelkiem w kształcie miotły raczej się nie uda. Możliwe, że byłam też za mało cierpliwa i nie dawałam farbom wyschnąć przed położeniem kolejnej warstwy - to banalne, ale nawet teraz zdarza mi się zepsuć jakiś detal, bo nie chciało mi się czekać i farba rozlała się na wilgotnej kartce.


Ostatnio na pewnym blogu o rysowaniu przeczytałam o "przenośnych akwarelach" - autorka ma zestaw do malowania, który mieści się do torebki i którego można używać w różnych dziwnych miejscach. No i mi się takie coś zamarzyło. Jest tylko mały problem - akwarele nie są farbami kryjącymi, niezbyt nadają się do nakładania na siebie kilku warstw farby, kiedy np. chcemy domalować małe jaśniejsze elementy na już namalowanej ciemnej powierzchni, albo skorygować pomyłkę w rysunku. Profesjonaliści nie używają w ogóle białej farby - tam, gdzie chcemy mieć biel, powinniśmy wcześniej zostawić pusty kawałek kartki. Ja do tej pory malowałam akrylami, które ładnie kryją, więc nie są tak wymagające. Ale akryle są tylko w tubkach, a do mobilnego zestawu malarskiego dużo wygodniejsze są suche "kostki" - takie, jak w zestawach farbek dla dzieci - które zwilża się pędzelkiem w trakcie malowania. Ale pomyślałam, że skoro przekonałam się do farb w ogóle, to może uprzedzenia względem akwareli również są bezpodstawne. Na razie maluję zestawem najtańszych szkolnych farbek, szczegóły dorysowując ołówkiem. Próbuję się przekonać, że wychodzi mi to nieźle i że odrobinę bardziej profesjonalne akwarele mi się przydadzą :) Jak mi to przekonywanie się wychodzi - możecie zobaczyć na przykładzie zimka i mandarynka z tego postu :)

poniedziałek, 13 marca 2017

Bernikle


Na facebooku ktoś zwrócił mi uwagę, że podobno bernikli białolicych się nie obrożuje. Ech, a najpierw zamierzałam narysować berniklę kanadyjską... Jak to mówią, pierwsza myśl najlepsza.